Cytuj:
Będzie trudniej wywinąć się od mandatu z fotoradaru za granicą
Do tej pory kierowcy z Polski nie musieli się przejmować zagranicznymi fotoradarami. Policji z większości krajów UE nie chciało się szukać piratów drogowych i wysyłać mandatów za granicę. Ale jesienią się to zmieni. Rząd szykuje bat na łamiących przepisy - i Polaków, którzy łamią prawo za granicą, i zagranicznych kierowców, którzy łamią prawo w Polsce. Nowe przepisy dotyczą wszystkich kierowców, ale uderzą zwłaszcza w tych, którzy przekroczyli prędkość i zostali sfotografowani przez zagraniczny fotoradar. Bo do tej pory mogli spać spokojnie. Zagraniczna policja zwykle odpuszczała obcokrajowcom. Gdy kierowcę łapie fotoradar, policja ma tylko numery rejestracyjne samochodu. Musi ustalić, kto jest właścicielem auta, kto siedział za kierownicą i gdzie mieszka. Szukanie sprawców jest długotrwałe i nie daje pewności, że delikwent zapłaci. Funkcjonariuszom łatwiej więc łapać "swoich", niż słać mandaty do Polski. Stąd popularna wśród polskich kierowców opinia, że nie grożą im żadne konsekwencje.
Jeżdżą w Niemczech, jakby byli nieśmiertelni
- Potwierdzam. Mandaty z Niemiec do Polski nie dochodzą. Ja sam staram się jeździć przepisowo, ale znam Polaków, którzy uprawiają nowy sport narodowy na niemieckich drogach. Widząc fotoradar, specjalnie przyspieszają i robią sobie zdjęcie. Wiedzą, że żaden mandat nie przyjdzie - opowiada Maciej Jabłoński, przedsiębiorca z Zielonej Góry, który prowadzi interesy w Niemczech.
- Niemcy mają nawet takie powiedzenie o Polakach: jeżdżą tak, jakby byli nieśmiertelni. Mają rację. Zauważyłem, że Polacy nagminnie łamią ograniczenia prędkości przy remontach drogowych. Ograniczenie jest do 80-90 km/godz., a oni jadą 150 - dodaje.
Za pięć miesięcy ta sytuacja zmieni się diametralnie. Rząd pracuje nad ustawą, która będzie batem na kierowców - i tych z Polski, którzy łamią prawo za granicą, i zagranicznych, którzy łamią prawo w Polsce. Nowe przepisy muszą wejść w życie najpóźniej 7 listopada. Taki czas określiła dyrektywa UE o ułatwieniu transgranicznej wymiany informacji o przestępstwach i wykroczeniach w ruchu drogowym.
Unia nakłada na Polskę obowiązek utworzenia Krajowego Punktu Kontaktowego, który będzie wymieniał informacje między służbami z różnych państw. Powstanie przy MSW i będzie pełnić dwie funkcje. Od policji z zagranicy przyjmie zapytania o polskie samochody i kierowców. Wyszuka dane i odeśle zainteresowanym. Zadziała w drugą stronę, gdy polska policja będzie potrzebować informacji o zagranicznych kierowcach.
Podstawą do wydania informacji będzie wiele wykroczeń i przestępstw: zbyt duża prędkość, brak pasów, jazda na czerwonym świetle, rozmowa przez telefon podczas prowadzenia auta i prowadzenie po pijanemu albo narkotykach.
Kto za to zapłaci? Obcokrajowcy złapani w Polsce
Policja będzie wymieniać informacje za pomocą systemu EUCARIS (Europejski System Informacyjny o Pojazdach i Prawach Jazdy), który już funkcjonuje w MSW. Dostęp do danych będzie miała także inspekcja transportu drogowego, celnicy, straż graniczna, a nawet straż miejska. Docelowo w tych jednostkach mają powstać punkty kontaktowe współpracujące z KPK.
- Ustawa poprawi bezpieczeństwo na drogach i zapewni równe traktowanie kierowców w różnych krajach UE. Może zwiększyć efekt prewencyjny i zachęcić do ostrożniejszej jazdy, a co za tym idzie zmniejszyć liczbę wypadków na drogach - uzasadnia nowe przepisy Ministerstwo Transportu, które przygotowało projekt ustawy.
Koszt uruchomienia systemu wycenia na 1,5-3 mln zł. Zaznacza, że wydatki szybko się zwrócą z pieniędzy, jakie państwo zarobi na obcokrajowcach.
Według statystyk Głównej Inspekcji Transportu Drogowego polskie fotoradary rejestrują miesięcznie 17,5 tys. przypadków przekroczenia prędkości przez kierowców z zagranicy. Inspektorzy szacują, że ta tendencja się utrzyma, a 65 proc. sfotografowanych będą stanowić obywatele UE. Mandaty policja wyśle ok. 30 proc. z nich - tym, którzy przekroczyli prędkość najmocniej i których uda się namierzyć. Przy założeniu, że średnia kwota mandatu wyniesie 300 zł i zapłaci je 70 proc. wezwanych, do budżetu państwa wpłynie 7,7 mln zł rocznie. Rzeczywiste wpływy będą uzależnione od liczby zagranicznych kierowców, a ta się zmienia i skuteczności całego systemu.
Zaleje nas morze mandatów?
Wysokości mandatów, które dostaną Polacy, nikt nie szacuje, bo zależy ona od determinacji policji państw UE. Ale już dzisiaj wiadomo, że niektóre służby są bardzo zdeterminowane. - Np. policja z Włoch. Właściciele firm transportowych nagminnie dostają mandaty za przekroczenie prędkości wystawione na podstawie zdjęć z fotoradarów. I je płacą, bo gdy kierowcę w przyszłości skontroluje policja, może zatrzymać mu samochód - opowiada Maciej Wroński, dyrektor biura prawnego Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego.
- A we Francji działa już system automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym. Jeśli ktoś przekracza dopuszczalną na autostradzie prędkość, może się spodziewać, że w niedługim czasie zostanie zatrzymany przez policję. W wielu krajach przekroczenie prędkości o 30 km może się skończyć zatrzymaniem prawa jazdy. Dlatego przestrzegam kierowców, aby nie lekceważyli przepisów - dodaje.
Na pocieszenie zaznacza, że z doświadczeń OZPTD wynika, że Polacy bardziej przestrzegają prawa na drogach za granicą niż we własnym kraju. Bo mimo wszystko boją się nieuchronności kontroli. Poza tym może minąć sporo czasu, zanim wymiana pomiędzy służbami rzeczywiście zacznie funkcjonować. Tak było z podobnymi przepisami, które dotyczą firm transportowych.
- Od początku roku obowiązuje unijne zarządzenie, które pozwala wymieniać informacje o naruszeniach przepisów w transporcie drogowym, np. gdy towar jest przewożony niezgodnie z nimi. Teoretycznie państwa UE mogą od 1 stycznia wymieniać informacje, ale tak naprawdę żadne tego nie robi. Także w Polsce nie utworzono jeszcze odpowiedniej platformy elektronicznej. Same przepisy to jedno, ale musi jeszcze działać odpowiedni system. Ta informacja może pocieszyć kierowców, choć oczywiście powinni przestrzegać przepisów - mówi Wroński. Jednak według Ministerstwa Transportu wymiana danych ruszy do końca tego roku. - My planujemy uruchomić Krajowy Punkt Kontaktowy w listopadzie - zapowiada Małgorzata Woźniak, rzecznik MSW.
wyborcza.pl
I skończyło się rumakowanie
